Pierwsza nadbałtycka stolica - Ryga. Na wybranym przez nas campingu nie bylo miejsca, więc na szybko organizowaliśmy nocleg w innym miejscu. Może i dobrze, bo rozbicie namiotu w pierwszej linii od rzeki najprawdopodobniej nie było najlepszym pomysłem. Po 12 godzinach w podroży pojechaliśmy nad Morze Bałtyckie, żeby zobaczyć zachód słonca. Spontan wychodzi nam najlepiej. Brakowało mi w tym roku widoku morza. Bałtyk prezentuje się tu równie dobrze jak w Polsce, z tym plusem, że słońce bardziej zachodzi w morze. Spokojne fale, zachód słońca i niesamowicie miałki piasek to przepis na idealnie zakończony dzień.
Miasto Ryga słusznie jest wpisane na liste zabytków UNESCO. Starówka mała, ale urokliwa, w sam raz na dzień intensywnego zwiedzania. Jako pokładowy kaowiec, razem z przygotowanymi wcześniej mapami i opisami zabytków oprowadziłam wszystkich po najważniejszych miejscach Rygi. Coś nad nami czuwa, ponieważ od wyjazdu z Polski pogoda nam dopisuje. Dziś nie było inaczej. Cały dzień towarzyszyło nam piękne słońce, dzięki czemu mamy kilka niezłych zdjęć. Bulwarem poszliśmy na targ umiejscowionych w starych hangarach po niemieckich zeppelinach. Warszawska Hala Mirowska ma czego pozazdrościć. W pięciu halach jest ok. 3000 stoisk handlowych. Pierwsza hala jest w całości pościęcona rybom i owocom morza, druga warzywom i owocom, a w trzeciej można zakupić wszystkie rodzaje mięsa. Ryga, podobnie jak Wilno kościołem stoi. W pełnej symbiozie funkcjonują tu synagogi, kościoły ewangelickie, luterańskie i katolickie. W mieście znajdują się trzy katedry i kilkanaście innych kościołów. Każdy z nich jest architektonicznym arcydziełem, któremu należałoby poświęcić odzielny wpis. Niestety, jak to na naszych wyjazdach bywa, czasu wysraczyło nam na ryskie must see. Przed wyjazdem czytaliśmy, że na Łotwie i w Estonii częściej usłyszymy rosyjski niż rodzime języki. Ciężko było nam w to uwierzyć jednak po przyjeździe faktycznie okazało się, że starsza część społeczeństwa posługuje się rosyjskim. Wpływ sowietyzmu do 1991 r. pozostawił po sobie pustkę w tożsamości tych narodów. W sklepach, na targu i w restauracjach łatwiej usłyszeć rosyjski niż łotewski.
Jeden dzień to zdecydowanie za mało aby zwiedzić miasto i poczuć jego klimat ale Ryga nie jest celem tego wyjazdu, a jedynie przystankiem. Jutro ruszamy do Talina. Po drodze zatrzymujemy się jedynie w estońskim parku narodowym sprawdzić czy faktycznie w Estronii wszedzie jest dostęp do internetu. Korci nas jedynie, żeby wstać wcześniej i na dwie godzinki zajechać jeszcze nad morze, trochę się polenić. Do usłyszenia z Talina!
PS. Zdjęcia wrzucimy kiedy dorwiemy Wi Fi :)