Rozbijając namiot ponad 700 m n.p.m. należy się liczyć z pewnymi niewygodami jak na przykład miejsce pod namiot na górce. Poranek przywitał nas gęstą opadającą mgłą. Wilgoć weszła wszędzie gdzie się dało, do namiotu jak również w częsci Horneta. Podczas montowania ładowarki do komórki doszło do zwarcia i ładowarka z całą instalacją się spaliła, co śmieszne, bezpiecznik nie przerwał połączenia, ale jego plastikowa obudowa stopiła się całkowicie. Na szczęście Hornetowi nic sie nie stało a ładowarka wylądowała w koszu na śmieci. W ten oto sposób zostaliśmy zdaniu sami na siebie. Bez GPS jedziemy w stronę Bośni na podstawie papierowych map. Widoki, które mogliśmy podziwiać na długo zostaną w naszej pamięci, przepaście, kaniony, górskie stoki. Kilka takich widoków udało nam się nagrać na GoPro.
Po drodze, jeszcze na Chorwacji, widzieliśmy opuszczone domy, kościoły, fakbryki, a nawet całe wsie. Z tego co się orientujemy i co udało się nam wyczytać, są to domy opuszczone przez Serbów po wojnie, którzy zmuszeni byli opuścić swoje gospodarstwa i przenieść się na tereny serbskie.
Mostar, do którego przyjechaliśmy jeszcze nie tak dawno był świadkiem wojny, która zniszczyła to miasto doszczętnie. Dziś część miasta jest odrestaurowana, a jego wizytówką niezmiennie pozostaje Stary Most.
No i po raz 3 słyszymy nawoływanie do modlitw przez muzułmanów. Mnie osobiście ten element islamu przeraża, może dlatego, że nie wiem co mówią, jak nawołują.
W każdym razie, Bośnia to egzotyczny kraj, widać już zmianę klimatu. Wszędzie rosną drzewa figowe, granaty,winogrona i pięknie pachnące kwiaty. Ludzie jeżdżą bez kasków, na serpentynach osiągają proędkości światła i nikt się niczym nie przejmuje. Nawet w trawie znaleźliśmy zółwia!
Jutro wracamy do Chorwacji, dokładnie do Dubrownika. Przed nami 199 km.