Z Bośni udało się nam uciec przed deszczem. W drodze na Chorwację przejeżdżalismy przez Republikę Serbską, zamieszkałą przez prawosławnych serbów. Wraz z wyznaniem zmienił się również kolor skóry. Chorwacja przywitała nas chmurami i silnym wiatrem od morza. Zza gór wyłonił się Adriatyk. Rozbiliśmy się na campie Solitudo, najdroższym jak do tej pory i najgorszym, o najniższym standardzie jaki spotkaliśmy. Po rozbiciu namiotu rozpętało się pogodowe piekło. To była najgorsza burza jaką kiedykolwiek przeżyliśmy pod namiotem. Wiał tak silny wiart, że wyrywał szpilki od namiotu z ziemi, więc Grzesiek musiał nas ratować i w samych gatkach biegał wokół namiotu i dobijał szpilki, które się luzowały. Siedząc w namiocie słyszeliśmy uciekających w popłochu ludzi, pakujacych namioty do samochodów i odjeżdżających z campa. Siedzieliśmy w namiocie kilka godzin, czekając aż burza się skończy i wiatr zelżeje. Decyzja była prosta, gdy przestanie padać uciekamy szukać pokoju. Wieczorem przestało padać na tyle by wyjść z namiotu, spakować się i odjechać. Wynajęliśmy pokój u wcześniej spotkanego chorwata. W ostateczności za pokój zapłaciliśmy mniej niż za kawałek ziemi na campingu!
Rano wyszło słońce, które towarzyszyło nam przez cały dzień zwiedzania Dubrownika (zdjęcia załączamy poniżej). Stare Miasto (Grad) zrobiło na nas duże wrażenie. Architektura, sposób budowania domów, układ miasta, mury obronne i port. Nic dziwnego, że to miasto przyciąga turystów z całego świata.
Udało się nam dziś spotkać jaszczurki i kraby. Poza tym piękne, słodko pachnące południowe kwiaty i owoce, które w Polsce spotkać można tylko w sklepie: winogrona, awokado, granaty, cytryny i limonki, które są tu na każdym podwórku.
Grzesiek płacze tylko, że z powodu pogody nie spotka modliszek i skorpionów, na których tak bardzo mu zależało.
Jutro ruszamy Magistralą na północ, w zależności od pogody zatrzymamy się bliżej lub dalej miejscowości Omiś (ok. 220 km).
POZDRAWIAMY!