Nauczeni doświadczeniem wiemy, że nie warto nic planować bez wcześniejszego zapoznania się z prognozą pogody. Dzięki niej wiedzieliśmy, że wczorajszy dzień był ostatnim słonecznym dniem naszej wyprawy. w związku z tym musimy wykorzystać go na 100%. Plaża, opalanie, pływanie (tak, ja też pływałam). Potem pyszny obiad, trzeba z przytupem zakończyć ten wypoczynek. Przed podaniem dań głównych kelnerka zaserwowała nam po kieliszku rakiji. Do obiadku białe wino, bo ile czasu można pić piwo. Najedliśmy się i napiliśmy na zapas. Przy płaceniu rachunku zostaliśmy obdarowani karafką wina od szefa restauracji. Chorwacji umieją rozpieszczać swoich gości. Po obiedzie czas na deser, który również był w wielkim stylu. Puchar lodowy u Grześka, mrożona czekolada z lodami i bitą śmietaną u mnie. Potem spacer, zakupy i do domu.
Według prognozy deszcz powinien zacząć padać ok. 5 rano. Tak też się stało. Zerwał się wiatr, przyszła burza i deszcz. Nie wyglądało na to, że przestanie dziś w ogóle padać. Jednak, ku naszemu zdziwieniu ok. godz. 12 przystało padać na tyle aby swobodnie wyjść z domu i iść na spacer po mieście. Do końca dnia pogoda nas oszczędziła i pozwoliła zwiedzić pozostałą część Rovinj.
To nasz ostatni dzień nad wybrzeżem i ostatni dzień na Chorwacji. Żegnaliśmy dziś morze kilka razy, nie było łatwo się z nim rozstać. Jutro przekraczamy granicę ze Słowenią i jedziemy do wielkiej jaskini - Postojnej Jamy.
Zmieniamy trochę plany. Omijamy Austrię wielkim łukiem i po jutrzejszym postoju w Słowenii i zwiedzaniu Postojnej Jamy kierujemy się na Węgry. Przy tak niepewnej pogodzie i przy naszym zasobie portfela postanowiliśmy wracać do domu możliwie najkrótszą drogą, co nie znaczy że nie będzie ona przyjemna i pozbawiona pięknych widoków.