Kolejny dzień w drodze. Stwierdzenie "dziurawe drogi" nabrało dziś całkiem nowego znaczenia. Miejscami musieliśmy przygotować się na prawdziwy offroad. Drogi w sam raz dla terenówki z napędem 4x4. Jakimś cudem daliśmy radę. Żadne z nas się nie wywróciło, motocykle również podołały. Dziękujemy jednak losowi, że w Kiszyniowie spotkaliśmy Sashe, który naprawił łożysko w Grześka motocyklu. Na granicy Mołdawsko Rumuńskiej bez niespodzianek, wjeżdżając do UE należy wyspowiadać się z przewożonych towarów, głównie papierosy, wódka i wino. Panowie byli dla nas mili, motocykle sprawiają, że celnicy podchodzą do nas łaskawiej.
Ruch na Rumunii dużo większy niż na Mołdawii. Wszyscy jeżdżą szybko, wyprzedzają się wzajemnie, trzeba uważać. Zatrzymaliśmy się w hotelu w miejscowości Varsatura. Główną atrakcją tego miejsca jest słone jezioro o bardzo wysokim stopniu zasolenia, nie ma możliwości zanurkować, można swobodnie leżeć a nawet siedzieć w wodzie be obaw o utonięcie. Nad jeziorem można spróbować błotnych masek. Żałowaliśmy, że nie pomazaliśmy się zdrowotnym błotkiem na Chorwacji więc tu nie mogliśmy sobie tego odpuścić. Zrobiliśmy dziś tak dużo rzeczy jakby doba miała kilka godzin więcej. Zrobiliśmy trasę 275 km, przekroczyliśmy granicę, dojechaliśmy do hotelu i odpoczęliśmy nad jeziorem okładając się błotem.
Jutrzejszy dystans również wynosi 275 km ale liczymy, że Rumuńskie drogi okażą się łaskawsze.
Celem jestMorze Czarne, gdzie spędzimy kilka dni na odpoczynku i nic nie robieniu.
Dobrej nocy!