Ostatnie dni minęły nam wyjątkowo leniwie. Odpoczeliśmy i wracamy na trasę.
Przez cztery dni ja nacieszyłam się słońcem a Grzegorz nacieszył się morzem. Jedyne czego mi brakowało to kolorowe zachody słońca na plaży. W Kranevie słońce zachodzi "za plecami", w głąb lądu. Widok wielkiego pomarańczowego słońca nad morzem jest zarezerwowany tylko dla porannych ptaszków. Udało się. Wstaliśmy o 5 i zdążyliśmy na spektakl.
Podczas wyprawy potwierdzamy lub obalamy mity. Bułgaria potwierdziła kilka stereotypów. Panowie w Bułgarii są zaniedbani i brzuchaci. Ich dieta składa się z frytek z serem, rybek na głębokim oleju i piwie. Nie ma mowy, aby zagościła tu fit moda. Drugą rzeczą są łazienki, w których brakuje brodzików pod prysznicem przez co woda rozlewa się wszędzie i zalewa całą łazienkę podczas każdego prysznica. Dochodzi czasem do sytuacji, w której łazienka jest tak mała, że bateria prysznicowa znajduje się bezpośrednio nad muszlą klozetową. Ciekawe, kiedy zrozumieją, że to bez sensu. Trzecia rzecz to nekrologi ze zdjęciami. Aby nie zapomnieć o zmarłym w Bułgarii nekrologi się laminuje i wiesza na drzewach, ogrodzeniach itp. Dzięki oprawieniu nie niszczeją i nikt ich nie ściąga. Przyznam, że to dość dziwny widok. Bezpańskie psy w Bułgarii nie są niebezpieczne, albo nam nie przytrafiła się z nimi żadna przykra historia. Jest ich mniej niż w Rumunii, każdy z nich ma swój rewir, gdzie zawsze można go spotkać.
Było coś jeszcze ale niestety zapomniałam. Jak mi się przypomni to napiszę jutro.
Dystans do pokonania na jutro to 400 km. Opuszczamy nadmorskie klimaty Bułgarii i wracamy do Rumunii. Ostatnim punktem na naszej liście jest trasa Transfogarka, gdzie dojedziemy za kilka dni.
Trzymajcie kciuki!