Ostatni aktywny dzień wyprawy. Mieliśmy dziś nic nie robić, ale tak się nie da, leżenie i odpoczywanie nie jest dla nas. Gospodarz polecił nam trasę z Jaworzyny Krynickiej do Szczawnika z postojem w Bacówce pod Wierchomlą. Sprawdziliśmy, trasa spacerowa na kilka godzin. W sam raz na nasz poziom zmęczenia i obolałe mięśnie po trasie.
Popołudniu odwiedziliśmy uzdrowiskową pijalnię wody. Każde z nas znalazło coś dla siebie. Dla mnie woda na nerwy "Słotwinka" i niedobory żelaza "Tadeusz" (najbardziej śmierdząca), a dla Grzegorza woda wspomagająca układ pokarmowy "Zuber" i "Jan" (śmierdzące, ale nie tak jak mój "Tadeusz").
Prognozy na jutro się nie zmieniają. Możliwe, że gdzieś po drodze zmoczy nas deszcz. Na taką ewentualność należało przygotować mój motocykl, który ma pół elektroniki na wierzchu. W tym celu wykorzystaliśmy worki na śmieci i niezawodną taśmę klejącą. Zakryliśmy i uszczelniliśmy zegary. Powinno wytrzymać.
Jutro ostatni dzień i ostatnie 400 km.
Jak zwykle ja mam stresa a Grzegorz stara się mnie uspokoić. Na szczęście wiem, że stres minie, wystarczy tylko że odpalę motocykl.
Życzcie nam bezdeszczowej pogody. Nie potrzebujemy słońca. Oby tylko nie padało.
Do zobaczenia w domu!