Nie wiem kto i u kogo się za nami wstawił, ale podziałało. Dziękuję. Mimo słabej pogody z samego rana, przez cały dzisiejszy dzień świeciło słońce a na niebie nie było żadnej chmury. Ruszyliśmy do A w zimowych kurtkach, które zdjęliśmy zaraz po dojechaniu. Dzięki słońcu temperatura wzrosła o 10 stopni w ciągu 40 minut. Wchodząc na Tindstinden nie mogłam uwierzyć, że wyszło słońce i że się nam udało.
Celem na dziś był szczyt góry Tindstiden, z którego rozpościera się rewelacyjny widok na A, ocean i góry. Szlak nie należał do najłatwiejszych. Często spotykaliśmy bardzo strome podejścia z pomocniczymi linami i łańcuchami. Powiem jedno - było warto. Zaparło nam dech w piersi na widok tej panoramy. Nie wiem czy widziałam w życiu piękniejszy widok. Nie ma mowy, żeby zdjęcia przynajmniej w części oddały potęgę i majestat Norwegii. To trzeba poczuć. Trzeba stanąć na szczycie góry i poczuć wiatr znad oceanu. Trzeba to przeżyć i się tym zachwycić.
Naładowaliśmy nasze wewnętrzne baterie na 100% i z pozytywnym nastawieniem możemy ruszyć dalej.
Przed nami 3 dni spędzone w samochodzie. Ze względu na bardziej nizinny teren Szwecji, opuszczamy na chwilę Norwegię. Kierujemy się na południe szwedzkimi drogami, aby za kilka dni wrócić na południe Norwegii i zobaczyć resztę cudów.
Na dziś to tyle. Szczęśliwi idziemy spać.
Dobranoc.