Regeneracja regeneracją ale coś trzeba ze sobą robić. Nie umiemy siedzieć w miejscu dłużej niż kilka godzin. Dusza szwędacza się w nas budzi. Mimo, że pogoda nie zachęcała dziś do żadnej aktywności pojechaliśmy zobaczyć lodowiec, którego zdjęcia wrzuciłam wczoraj. Żałuje, że nie było nas tu kilkadziesiąt lat temu kiedy lodowiec był na tyle duży, że można było go dotknąć. Teraz ogląda się go na odległość, jednak wciąż robi wrażenie. Zastanawiająca jest ilość wody, która z niego wypływa. Jeżeli w takim tempie topnieją lodowce to trzeba się śpieszyć, żeby zdążyć je zobaczyć.
Co do campingu zapomniałam wczoraj dodać, że dostaliśmy zniżkę za bycie Polakami. Właściciel lubi nasz kraj i odwiedził kiedyś Kraków i Zakopane.
Dzień regeneracji dobiega końca. Jutro ruszamy w stronę Trolltungi, czyli Języka Trolla. Po drodze czeka nas rejs promem między fiordami i kolejny lodowiec.
Do życzeń o pogodę dochodzi jednak życzenie o zdrowie. Zmęczenie, wilgoć i deszczowa pogoda odbiły się na moim zdrowiu. Pisząc to siedzę o podwójnych piżamach (jedną z nich jest mój kombinezon jednorożca :)) i rozpuszczoną polopiryną w kubku. Mam nadzieję, że znajdę resztkę siły na dojście do siebie, ponieważ trasa na Język Trolla to 23 km, które pokonuje się w 10 godzin. Dziesięciogodzinna trasa w górach z zatkanym nosem nie brzmi zachęcająco.
Będzie dobrze. Nie dam się chorobie. Sprawdzam przy okazji działanie metody autosugestii, cały czas powtarzając wszystkim, że nie jestem chora. :)
Kończę, bo trzeba iść spać.
Dobranoc, pchły na noc.
Nie jestem chora, nie jestem chora, nie jestem chora :)