W drodze do Kopenhagi zatrzymaliśmy się na campingu w Aarhus, w połowie drogi. Wyspani ruszyliśmy z samego rana w dalszą drogę.
Kopenhaga przywitała nas pięknym słońcem. Jesteśmy zauroczeni tym miejscem i bardzo dobrze się tu czujemy. Ilość ścieżek rowerowych i rowerów z jednej strony przytłacza, a z drugiej zachęca do zwiedzania tego miasta właśnie w ten sposób.
Dziś postanowiliśmy "poczuć klimat". Bez wyznaczonej trasy. Po prostu się poszwendać. W końcu to nam wychodzi najlepiej. W Kopenhadze większą część społeczności stanowią młodzi ludzie, co widać i czuć. Miasto jest energiczne i kolorowe.
Jedyne co zaplanowałam na dziś do pomnik syrenki. Ważąca 175 kg syrenka zdobi portowe nabrzeże. Jedni mówią, że nie wzbudza żadnych emocji. Innych zachwyca. Nas dużo bardziej zachwyciła Gefion Fountain, fontanna tuż przy kościele św. Albana, kilkaset metrów od syrenki. Z resztą, oceńcie sami.
Atrakcją wieczoru była dziś Papierowa Wyspa (nazwa pochodzi od jej wcześniejszego przeznaczenia, znajdowały się na niej magazyny papieru). Jest to aktualnie najmodniejsze miejsce w całej Kopenhadze. Trochę jak warszawski Nocny Market tylko większe, z rozmachem. Jest tu pełno ludzi, zapachów i smaków z całego świata. Po kilkunastu dniach jedzenia słoików był to dla nas strzał w dziesiątkę. Czas na nagrodę za trudy Norwegii.
Jutrzejszy dzień również spędzamy w Kopenhadze. Nie mamy planu, ani trasy wycieczki.
Pełen luz.