Jak na złość, w Kopenhadze zaczęło padać na chwilę przed złożeniem namiotów. Ostatnie składanie namiotów odbyło się zatem w deszczu. Przestało padać parę chwil później. Nie uwierzę, że to przypadek. Zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w drogę do Karlskrony, gdzie czekał na nas prom do Gdyni.
Po drodze zajechaliśmy do Malmo. Będąc na północy kraju nie mieliśmy okazji zajechać do żadnego większego miasta. Poza tym, Szwecja była jedynym państwem, z którego nie mieliśmy żadnego magnesu. Obawialiśmy się, że w centrum Malmo spotkamy grupy uchodźców, jednak ku naszemu zdziwieniu, było dość przyzwoicie. Misja zaliczona, magnes kupiony. Można jechać dalej.
Ostatni przystanek - Karlskrona!
W Karlskronie nie zobaczyliśmy za dużo. Grzegorz wypatrzył cukiernię, w której sprzedawali lody wielkości mojej głowy. To była propozycja nie do odrzucenia. Cały czas przeznaczony na zwiedzanie spędziliśmy w kolejce po lody. BYŁO WARTO, mimo, że pod koniec było nam zimno i bolały nas już brzuchy. Obawialiśmy się jedynie jak przeżyjemy dziesięciogodzinny rejs promem.
Obudziliśmy się w Danii, idziemy spać w Szwecji, a obudzimy się w Polsce.
Czas wracać.
Odpływamy.