Zafundowaliśmy dziś nissanowi offroad, krórego nie powstydziłoby się auto z napędem 4x4.
Droga gliniasta, kamienista, jednokierunkowa, momentami stroma, z koleinami utworzonymi przez spływającą z gór wodę.
Nissan dał radę. Jestem pod wielkim wrażeniem jego możliwości. Jednak nic by nam się nie udało, gdyby nie umiejetności kierowcy.
Zaparkowaliśmy na campingu i ruszyliśmy na szlak.
Przez większość czasu byliśmy sami. Na szlaku nie było żywej duszy. Możliwe, że to z powodu deszczu który co chwilę próbował pokrzyżować nasze plany i zmusić nas do zawrócenia ze szlaku.
Na pierwszym punkcie widokowym spotkaliśmy małżeństwo z trójką dzieci z... Polski. My to mamy szczęście, były to pierwsze osoby, które spotkaliśmy na szlaku. Myśleliśmy, że pogadamy chwilę, wyprzedzimy ich i pójdziemy na drugi punkt widokowy swoim tempem. Jednak rozmawiało nam się tak miło, że razem z dziećmi, za rękę doszliśmy do drugiego punktu widokowego na rzekę Uvac.
W tym momencie chciałabym jedynie zaznaczyć, że dzieci mogły mieć ok. 7, 4 i 3 lata i całą drogę szły o własnych siłach.
Gdy doszliśmy na punkt widokowy ku naszemu zdziwieniu wyszło słońce umożliwiając nam zrobienie kilku zdjęć. Po raz kolejny nam się udało i zrealizowaliśmy nasz plan.
Po drodze, na szkalu, widzieliśmy tabliczkę informacyjną, że w tym regionie żyją sępy. Nie sądziliśmy, że jakiegoś spotkamy. Jednak stojąc na platformie punktu widokowego zobaczyliśmy olbrzymie ptaki krążące nad naszymi głowami. Obserwowaliśmy ich lot i próbowaliśmy uchwycić któregoś na zdjęciu.
Słońce zaszło za chmury. Pożegnaliśmy się z rodzinką i każdy ruszył w swoją stronę. Oni do swojego kampera zaparkoanego gdzieś na poboczu. My do nissanka czekającego na nas na campingu.
Mimo obaw, które towarzszyły nam rano, dzień okazał się być udany, z przygodami, nowymi znajomościami i doświaczeniami.
Jutro opuszczamy Sjenicę.
Ruszamy na południe do Miasta Diabła. jest to nasz ostatni punkt do odiwedzenia w Serbii.
Czekamy na ostatnie śpiewy Imama i idziemy spać.
Dobranoc.