Dojechaliśmy do Kosowa. Odstaliśmy swoje na granicy. Kupiliśmy ubezpieczenie dla nissanka, ponieważ żadne z ubezpieczeń nie obowiązue na terytorium Kosowa. Każdy ma obowiązek wykupienia terminowego ubezpieczenia pojazdu. Nasze ubezpieczenie ważne jest 5 dni i kosztowało 15 Euro.
Na koniec Pan celnik życzył nam udanej podróży po Kosowie.
Od granicy rzucają się w oczy dwie grupy samochodów. Drogie niemieckie samochody z rejestracjami z Niemiec, Szwajcarii i Belgii oraz samochody bez tablic rejestracyjnych.
Pierwszą grupę spotkaliśmy już na granicy węgiersko - serbskiej. Teraz wszystko stało się jasne, 99% spotkanych przez nas samochodów z Niemiec było prowadzonych przez Albańczyków, którzy wyemigrowali do Europy Zachodniej i aktualnie wrócili na wakacje do domów. Mimo, że pracują w Europie Zachodniej, ich kultura jazdy dużo odbiega od tej zachodnioeuropejskiej. Mnie zastanawia jedynie, jaką pracę dostaję w Niemczech Albańczycy, że stać ich na nowe BMW i Audi.
Druga grupa to samochody bez tablic rejestracyjnych. Albańczyk nie wjedzie do Serbii z kosowską tablicą rejestracyjną a Serb nigdy w życiu nie zamontuje kosowskich tablic rejestracyjnych. Tych kierowców trochę się obawiam. Mimo, że mamy wykupione dodatkowe ubezpieczenie to stłuczka z pojazdem bez tablic skazana jest z góry na przegraną sprawę.
Ruszyliśmy na Mitrovice, miasta podzielonego, gdzie najwytrwalsi Serbowie stawiają opór. Opór już bardziej bierny niż czynny, ale na ulicach nadal jest widoczny ich sprzeciw.
Wjechaliśmy do miasta od strony Albanskiej. Poczułam się jak w Turcji, korki, klaksony i brak kultury na drodze.
Kosowo ma swoją flagę, z którą jednak nikt się nie utożsamia. Na kazdym kroku obok kosowskiej flagi wisi flaga albańska. Czasami zobaczyć można tylko jedną - albańską. Od wjazdu do Kosowa każdy wie, że jego mieszkańcy czują się albańczykami i utoższamiają się tylko z Albanią.
Przeszliśmy na stronę serbską. Od mostu ciagnie się deptak ozdobiony serbskimi flagami, Kilka metrów dalej spotkać można patriotyczne murale, że Mitrovce są serbskie i nie zostaną oddane.
Kosowo, a w szczgolności miejsca, gdzie styczność ze sobą mają oba narody są obstawione przez KFOR. W skład KFORu wchodzą żołnierze państw członkowskich NATO inie tylko. Spotkaliśmy dziś na drodze żolnierzy z Polski, Węgier, USA i Finlandii.
Co do samych miast, Mitrovice i Prishtina, są zniszczone. Brak z nich planu, każdy budynek wygląda inaczej.
Mam nadzieję, że jutro odnajdziemy jakąś część Prishtiny, która nas urzeknie.
Dziś trochę dłużej ale temat Kosowa jest interesujący i wciąż żywy. Cały czas dowiadujemy się nowych rzeczy. Wyrabiamy sobie własne zdanie.