Plan zrealizowany.
Był kanion i były wodospady.
Potwierdziły się nasze przypuszczenia względem Albanii. Radykalni albańczycy obnoczący się ze swoją narodowością są tylko poza granicami, w Kosowie i Macedonii. Tylko tam orszakom ślubnym towarzyszą samochody przystrojone w albańskie flagi. Przez dwa ostatnie dni widzieliśmy mniej albańskich flag niż przez godzinę jazdy przez Kosowo.
Albańczycy okazali się być mili, uczynni i uśmiechnięci.
A sama Albania nie jest taka straszna jak nam ją przedstawiano przed wyjazdem. Prawdą jest, że nie ma tu zbyt wielu rzeczy do zobaczenia, ale "śmietnik", o którym wszyscy nam opowiadali jest porównywalny do tego w Macedonii czy Serbii.
Jesteśmy pozytywnie zaskoczeni. Tylko drogi mogliby naprawić a ogólna ocena poszybowałaby w górę.
Jutro jedziemy dalej.
Przed nami Czarogóra, Adriatyk i chwila odpoczynku.
Będziemy informować na bieżąco.
Dobranoc.